Przytoczę niektóre tylko wypowiedzi oponentów Ustawy o mniejszościach narodowych, by czytelnika zorientować w poziomie dyskusji bądź co bądź wybrańców narodu. Povilas Urbšys, poseł niezrzeszony z Poniewieża, nie chce ustawy z powodu banalnego, powiedziałbym. Bo w jego mniemaniu Polacy na Litwie wogóle nie są mniejszością narodową, w odróżnieniu od Litwinów w Polsce. Dlaczego? Ano dlatego, że polscy Litwini mieszkają na swych ziemiach etnicznych, podczas gdy litewscy Polacy nie. Nie mogą zatem być mniejszością narodową, tylko co najwyżej wspólnotą, objaśnia zupełnie nową doktrynę Urbšys, jeżeli chodzi o samą definicję mniejszości. Pomijając ahistoryczność stwierdzenia posła co do etniczności ziem zauważę, że w Europie autochtoniczność mniejszości liczy się długowiecznością ich przebywania na konkretnym terytorium. Wynalazki zaś posła z Poniewieża nie są znane jak dotąd ani w Europie, ani na świecie. I osobiście mam duże wątpliwości, czy kogoś tam zainteresują.
Ale co tam Urbšys. Lepszą jeszcze od niego w temacie definicji okazała się posłanka Marija Čigriejiene, reprezentantka konserwatystów chowu kowieńskich tautininkasów. Według niej litewscy Polacy nie mogą być zaliczeni do mniejszości narodowych, bo ... mają własne państwo – Polskę. A według wiedzy Čigriejiene, za mniejszość mogą być uznane tylko te wspólnoty narodowe, które własnego państwa nie mają. Na takie stwierdzenie konserwatystki jedno mam tylko ad vocem: Čigriejiene, mimo tytułu profesorskiego, dobrze byłoby od czasu do czasu wsłuchać się w radę prezydenta Chiraca i nie opuścić okazji, by pomilczeć. Byłoby mniej kompromitacji.
Ale co tam Čigriejiene. Mamy w Sejmie przecież jeszcze dwóch byłych ministrów spraw zagranicznych. Ci to są dopiero „klasą” sami w sobie. Jeden z nich, Audronis Ažubalis, ewentualne przyjęcie Ustawy o mniejszościach narodowych wręcz nazwał „efezbowskim projektem”, którego celem jest wzniecanie narodowościowych niesnastek na Litwie. Na całym świecie jurydyczna ochrona praw mniejszości narodowych jest standardem, którego celem jest zagwarantowanie miru etnicznego w danym państwie. U nas natomiast – według Ažubalisa – Ustawa o mniejszościach narodowych na europejskim poziomie – to zagrożenie, dywersja służb specjalnych wrogiego nam państwa. Ufffff, aż nie wiem, co powiedzieć. „Poszczęściło” nam z klasą polityczną, że brak słów się wyrazić.
Inny eksszef dyplomacji (z czasów odległych co prawda, ale zawsze) – to Povilas Gylys. Ten okazyjnie machnął artykuł pod rzutkim tytułem „Jak Warszawa stawia na kolana Wilno”, w którym błysnął inteligencją znawcy polityki in flagranti. Czyli, jakby ktoś nie był „w kursie” polityki zagranicznej skupionej na dyskusji o „litewskiej kozie”, o której kiedyś przysłowiowo napomknął prezydent Komorowski, czy „litewskich chamach” z prymitywnego plakatu poznańskich pseudokibiców. Poseł Gylys pamiętliwie po raz nie wiem już który te fakty wyłuszcza, by zarzucić Warszawie „krimine komprehens” i dać dowód „wasalnego” stosunku wobec Polski tych litewskich posłów, którzy optują za przyjęciem Ustawy o mniejszościach narodowych. Bo mamy przecież swoją „savigarbę”, poucza dzisiejszych litewskich dyplomatów, jak mają tłumaczyć Warszawie odmowę przyjęcia aktów prawnych oczekiwanych w stolicy Polski. A ja po czymś takim mam osobiście tylko jedno pragnienie - niech mi ktoś wytłumaczy, od kiedy to honor („savigarba”) jest łączony z notorycznym miganiem się od wykonania wcześniej niejednokrotnie składanych obietnic? Jeżeli łamanie niejednokrotnie danego słowa jest według Gylysa honorowe, to czemu się dziwić, że z niektórymi litewskimi politykami już nikt nie chce w Warszawie nawet się widzieć.
Ale żeby nie było smutno, to na koniec o socdemach, którzy udają, że coś tam pichcą z dań dla mniejszości narodowych. Ci to działają naprawdę z rozmachem. Przytaknęli w Sejmie dwom naraz projektom o pisowni nazwisk i nazw topograficznych – własnemu i konserwatystów. I drobiazg, że jeden projekt zaprzecza drugiemu. Najważniejsze że coś tam pichcimy. Może wyjdą nam na końcu jakieś tam polityczne cynaderki z szarlotką...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Stanowisko skrajnych nacjonalistów (Songaila, Garšva, Panka) oraz konserwatystów (Landsbergis, Grybauskaitė i towarzysze) było znane od dawna - to nieprzejednani polakożercy.
Jednak wydawało się, że socjaldemokraci mogą wyłamać się z tego zaklętego kręgu lietuviskich fanatycznych "talibów"głoszących na sztandarach antypolskie hasła. Tym bardziej, gdy po wyborach roku 2012 powstała nowa szeroka centrolewicowa koalicja z udziałem AWPL, z której wyłonił się rząd Butkevičiusa, zapowiadający rychłe rozwiązanie problemów mniejszości narodowych.
Niestety okazało się, że premier zagubił honor i nie ma zwyczaju dotrzymywać słowa. Jest cyniczny i wyrachowany. Oszukał nie tylko lojalnych współkoalicjantów z AWPL i współobywateli narodowości polskiej (a także innych wspólnot narodowych: rosyjskiej czy białoruskiej). Otóż premier Lietuvy w wyjątkowo bezczelny sposób oszukał sojuszniczą i przyjazną sąsiedzką Polskę, bo przecież wielokrotnie składał solenne obietnice premierowi i władzom RP.
Teraz cała prawda ujrzała światło dzienne i widać z pełną oczywistością cynizm i fałsz WSZYSTKICH partii lietuviskich.
Dopiero ta sytuacja pokazuje, z jakimi niewiarygodnymi partnerami w koalicji przyszło współpracować politykom AWPL. Ta koalicja od dawna trzeszczy w posadach przechodząc przez kolejne kryzysy (ostatnio sprawa wiceminister Cytackiej), a pełną odpowiedzialność i winę za to ponoszą premier i partnerzy lietuviscy.
Mniejszość narodowa w odróżnieniu od mniejszości etnicznej posiada lub posiadała własne państwo, które zgodnie z funkcjonalną teorią powstania państwa jest najwyższą formą rozwoju grupy społecznej."
czyli jasno z tej definicji wynika, że mylona jest mniejszość narodowa z mniejszością etniczną. Na poziomie sejmu do takich "pomyłek" nie powinno dochodzić.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.